fbpx Skip to main content

Jakiś czas temu do kontaktów na LI zaprosił mnie człowiek wysyłając wiadomość:

„Widziałem że roastujesz od strony technologicznej różne pomysły z pogranicza ekologii. Pomyślałem, że warto Cię miec w kontaktach :)”

Cóż, nie, żebym tego nie robił. Od wielu lat obserwuję rynek startupów, jednak od pewnego czasu zwracam szczególną uwagę na to, co dzieje się w obszarze środowiskowo-klimatycznym. I niestety – dzieje się źle, i co gorsza – miliony i wsparcie dostają projekty, które nigdy nie powinny jej dostać.

Dlaczego tak uważam?

Przede wszystkim dlatego, że sporo startupów bardziej szkodzi niż pomaga albo niewiele wnosi w obszarze, który planuje zmieniać. I oczywiście to nie wynika ze złych chęci.

Dlaczego więc jest jak jest?

Przede wszystkim dlatego, że po prostu brakuje wiedzy w tematach, do których się podchodzi. W głowach founderów pojawia się wizja jak mogą zmienić świat, niestety tematy środowiskowe to nie ecommerce czy hardware, nt. których informacji można znaleźć wbrew pozorom mnóstwo. Z tego powodu bardzo często startupy bazują na powszechnie panujacych opiniach typu: „skoro coś jest biodegradowalne, to przecież musi być ekologiczne”, „skoro coś jest odpadem, to jeżeli coś z tego zrobię to na pewno będzie to ekologiczne”, „jeżeli coś zamiennikiem plastiku, to przecież musi być super”.

I na tego typu założeniach podwaliny merytoryczne projektów zazwyczaj się kończą. Ale temat chwyta i hajs się zgadza

Czy można jednak robić to dobrze?

Jak to powiedział Peter Drucker – jeżeli nie potrafisz czegoś zmierzyć, to nie potrafisz tym tak naprawdę zarządzać. Jak więc startupy chcą zmieniać świat (naprawiać środowisko, walczyć ze zmianami klimatu), jeżeli do tematu śladu węglowego, środowiskowego, analizy cyklu życia danego rozwiązania startupy nie podchodzą albo po pozyskaniu dużego finansowania?

Mam pełną świadomość, że ocena cyklu życia nie jest prosta. Powiem szczerze, jeżeli ktoś nie zajmuje się oceną cyklu życia na co dzień, to szansa, że dobrze przeanalizuje projekt jest naprawdę niewielka – ze względu na złożoność i wielowymiarowość zagadnień. Dlaczego więc fundusze VC są tak skore do rzucania bańkami w projekty „impactowe”, których „impactowości” nikt tak naprawdę nie sprawdził?

Osobiście mnie to dziwi i smuci. Dziwi, ponieważ mierzenie wpływu na środowisko jest wykonalne, tak samo jak analiza finansowa przedsięwzięcia. Smuci, ponieważ przepalane są pieniądze na projekty, które powinny zmienić świat, a z definicji tego nie zrobią.

Jakie są Państwa przemyślenia? Czy widzą Państwo światełko w tunelu?

PS. Nie podchodzę nawet do technologiczności rozwiązań, których szansa na „zepnięcie się” jest osobną, równie kolorową bajką.